Moja droga do
radiestezji – czyli
początki i rozwiązywanie zagadek radiestezyjnych
Stefan Jerzy Siudalski
13.10.04
Początki bywają trudne
Moje pierwsze spotkanie z różdżkarzami
raczej niczym nie zapowiadało abym kiedykolwiek zajął się
radiestezją.
Zajął się? Nawet o akceptacji różdżkarstwa nie
mogło być mowy.
To co ci ludzie opowiadali o możliwościach jakie daje
różdżka i wahadełko przekraczało zdecydowanie to co mogłem
zaakceptować.
Jak się zaczęło?
Jakieś trzydzieści
pięć lat temu przez przypadek byłem w mieszkaniu Pani Kamińskiej
gdzieś w okolicach ulicy Filtrowej w Warszawie akurat w tym samym
czasie gdy miała tam spotkanie grupa wyraźnie uradowanych ludzi. Tam
się dowiedziałem, że to różdżkarze a cieszą się bo właśnie
zostali zarejestrowani jako „Koło różdżkarzy”.
W tamtych czasach to wszystko trzeba
było rejestrować ale była pewna ciekawa furtka – jeśli w
przeciągu trzydziestu dni /chyba dobrze pamiętam/ Urząd nie dał
odmowy to można było zarejestrować. Taka właśnie furtka umożliwiła
oficjalne działanie tego koło różdżkarzy w tej powojennej
Polsce.
Różdżkarze ci namawiali mnie
abym spróbował swoich sił w tej dość niecodziennej dziedzinie
a ja tak naprawdę to chciałem jak najszybciej opuścić to mieszkanie i
tych co najmniej dla mnie dziwnych ludzi.
Nie bez powodu chciałem stamtąd wyjść –
bo jeśli ktoś mówi, że można za pomocą wahadełka na mapie
znaleźć gdzie zakopano zwłoki a gdzie skarby to lepiej być we własnym
domu – i to jak najszybciej. Przecież jeśli taka metoda byłaby
skuteczna to znaleziono by wszystkich zamordowanych i zaginionych.
Jeśli można szukać skarbów to dlaczego ten Pan co tak
przekonuje mnie do tej metody ma tak wytarte rękawy w marynarce –
przecież powinno go być stać na nowy garnitur i to nie jeden.
Jednym słowem, pierwszy kontakt z
różdżkarzami i radiestezją był zdecydowanie negatywny –
dla mnie i dla tych różdżkarzy. Dla mnie bo wyszedłem stamtąd
negatywnie nastawiony do radiestezji a dla nich bo na samym początku
ich legalnej działalności pierwszy uczeń po prostu uciekł im.
A jednak...
Minęło dobre pięć czy siedem lat od
tamtego zdecydowanie nieudanego spotkania z radiestezją. Przez te
lata do nowo utworzonej w mojej pamięci szufladki z napisem
„różdżkarstwo” zgromadziłem wiele informacji. Były
to w większości pozytywne opinie o skuteczności poszukiwania wody w
miejscach gdzie z wodą było krucho. Ilość tych pozytywnych informacji
wzrosła od czasu gdy postawiłem pasiekę i jeździłem z nią w zgodzie z
terminami pożytków /czytaj kwitnących roślin lub drzew
miododajnych / po takich różnych zakamarkach gdzie ludzie nie
za często się wybierają. Takie dzikie miejsca nie miały wodociągów
ale miały bo musiały mieć, studnie.
Wiele z tych studni była wytyczana
przez różdżkarzy. Jeśli na podwórku zagrody kopano na
chybił trafił pięć dziur w ziemi które nie chciały być
studniami a przychodził w końcu ktoś z rozwidlonym kijkiem, wskazywał
i woda była to lepszego potwierdzenia skuteczności tej metody
poszukiwania wody pod ziemią nie było potrzeby szukać.
Któregoś dnia, późną
wiosną, pojechałem obejrzeć i ewentualnie kupić pszczoły w ulach
oczywiście. Pojechaliśmy w dwa samochody z sąsiadem i żonami –
każdy ze swoją.
Było tam na miejscu trochę czasu. Sąsiad opowiedział
mi wtedy, że na swojej działce sam wytyczył studnię za pomocą
różdżki.
„Tak, to pokaż” -
powiedziałem.
Wyciął z krzaka taki rozwidlony patyk z
cienkimi końcami, wziął w ręce i chodzi po polu.
I nic.
To jak tu
uczyć się różdżkarstwa jak nic się nie dzieje?
To może ja
spróbuję?
Wziąłem różdżkę ale idę zupełnie w inną
stronę niż chodził „nauczyciel”. Idę, nawet dwudziestu
metrów nie przeszedłem a tu mi ten patyk z ręki sam wyłazi. E
tam – też mi coś ale patyk „wyłazi” i się odchyla.
Przeszedłem jeszcze kilka metrów i przestało. Wracam a tu znów
patyk wyłazi z ręki – czyli jest to wyraźnie związane z
miejscem! Czyli jednak działa i to działa na mięśnie rąk a patyk, o
przepraszam, różdżka tylko sygnalizuje to co w mięśnie rąk
wyczuwają i na dodatek reagują!
Spróbowała moja żona z różdżką
ale jak tylko weszła na to miejsce gdzie różdżka u mnie w
rękach reagowała przy pierwszym drgnięciu różdżki tak się
wystraszyła, że rzuciła ją na ziemię i skończyła się lekcja
różdżkowania. Próbowała jeszcze na przestrzeni kilku
lat po usilnych namowach brać różdżkę do ręki ale różdżka
w jej rękach już nie działała. Ot i dziwność.
Jeśli różdżka reaguje w moich
rękach w sposób powtarzalny z wyraźnym powiązaniem z
konkretnymi miejscami to coś w tym jest.
Tylko co?
Okazało się że w
Instytucie Fizyki tam gdzie wtedy pracowałem jeden z fizyków
prywatnie interesuje się różdżkarstwem i ma całkiem spory
zbiór literatury na ten temat. Pożyczył, zacząłem czytać i
znów tak jak kilka lat wcześniej odrzuciło mnie od radiestezji
a tak dokładnie to od tych bzdur na które natrafiłem w tych
książkach.
Jeszcze nie byłem radiestetą a już wiedziałem, że w tych
książkach to bzdury piszą?
Tak – ponieważ można było tam
znaleźć takie kwiatki :
...jeśli wezmę zegarek na łańcuszku i
użyję jako wahadełko to będę mógł odczytywać która
żywność jest dobra a która zła...
Po pierwsze to co to znaczy .. jeśli
wezmę.. - brał i sprawdził i ktoś to zweryfikował czy nie, czy
tylko autor sugeruje, że jeśli kiedyś weźmie?
Po drugie – a niby dlaczego
wahadełko miało by wskazywać która żywność jest dobra a która
zła?
Przecież – rozumowałem –
jeśli podświadomość u kogoś jest „nastawiona” na to aby
ta osoba umarła to jako dobre pożywienie pokaże wahadełko jak
najbardziej szkodliwe.
Nieprawdaż?
Zresztą ta sama żywność dla
jednego może być dobra a dla innego zła więc całe te dywagacje
cytowanego tu autora książki o radiestezji są bezsensowne. Gorzej bo
w tej i innych książkach roiło się od podobnych bzdur!
To w końcu jest ta radiestezja czy jej
nie ma?
Nie pozostało mi nic innego jak samemu zweryfikować opinie
zamieszczane w książkach – wszystkie opinie. Punktem wyjścia
było – różdżka /ręce / reagują w konkretnych miejscach w
sposób powtarzalny.
Co dalej?
Ponieważ już wtedy jeździłem z
pszczołami po różnych dość odludnych i raczej mało
uczęszczanych miejscach w każdym siedlisku pytałem się o studnie i
różdżkarzy. Szczególnie interesowały mnie okolice
bezwodne i wskazywane tam przez różdżkarzy studnie. Zbierałem
informacje o tym ile studni próbowano wykonać bez wskazania
różdżkarza i jaka była trafność wskazań. Interesowałem się też
jak wykonywano studnie i na jakie warstwy natrafiano. Oczywiście sam
sprawdzałem różdżką takie miejsca. Wyszły bardzo ciekawe
spostrzeżenia.
Większość tych studni była
umiejscowiona na środku wykrywanego pasa zakłócenia które
różdżkarze nazywali ciekiem. Część z tych studni była jednak
posadowiona na samy skraju takich zakłóceń. Przy kopaniu tych
właśnie studni okazywało się, że od pewnej głębokości prawie
dokładnie przez środek studni kręgowej przechodził podział między warstwą
nieprzepuszczalną a wodonośną! O przypadku nie mogło być mowy
ponieważ ta sytuacja powtarzała się w odległych od siebie miejscach i
studnie wskazywali różni różdżkarze!
Studnie trafiały
na styk odmiennych struktur.
Czyli ustaliłem drugie istotne dla
różdżkarstwa spostrzeżenie – dla części różdżkarzy
najsilniejszy sygnał występował dokładnie na styku odmiennych struktur.
Ciekawe?
Pewnie że tak, na dodatek natychmiast pojawiło się pytanie
„Czy tylko na styku warstwy wodonośnej i warstwy
nieprzepuszczalnej występuje taki sygnał?”
Bardzo szybko, po kilku sprawdzianach
doszedłem do dość rewelacyjnego wniosku – różdżkarz nie
wykrywa wody a jedynie miejsca występowania odmiennych struktur w
ziemi – w tym także wodę jeśli woda w jakimś miejscy stanowi
odmienną strukturę!
Czy wykrywane jest tylko to to przyroda
pod ziemią ukryła?
Tu mamy do czynienia z wieloma zagadkami z których
tylko część daje się wytłumaczyć.
Pierwsze takie zjawisko jakie
zaobserwowałem to wskazania różdżki pod siecią elektryczną a
często także równolegle do niej z tym że w jednych miejscach
wskazania były silne w innych słabe a jeszcze w innych nie
występowały prawie wcale. Jedynym sensownym wytłumaczeniem było to,
że siła tych wskazań musi zależna od gruntu a dokładnie to od układu
geologicznego terenu! W miejscach gdzie występowały pod ziemią
kurzawki zarówno pod samą siecią jak i w pewnej odległości od
niej różdżka reagowała tak jak przy tamtych studniach
wskazywanych przez różdżkarzy.
Wskazywało to na istnienie zależności
wskazań nie tylko od tego co jest pod ziemią ale i co jest nad
ziemią. Bardzo ciekawe potwierdzenie tej tezy uzyskałem w dość
niecodziennych okolicznościach. Miałem wskazywać miejsce na studnię
przy starym dworku. Przede mną było już kilku różdżkarzy ale
odwierty nie dawały rezultatów. Wiedzieli o tym właściciele
ale ja nie - „zapomnieli” mi o tym powiedzieć. Dość
często zresztą spotykana metoda.
Wytyczyłem miejsce pod studnię a tu
gospodarz wyciąga plan sporządzony przez innego różdżkarza i
te dwa wskazania tamtego różdżkarza i moje różnią się
całkowicie.
Bywa tak czasami ale dlaczego?
Przyglądam się planowi, zresztą bardzo
dokładnie zrobionemu w tej części pod budynkiem i widzę, że dość
dziwny rozkład zakłóceń dokładnie, jota w jotę, odpowiada
załamaniom dachu, wręcz poszczególnym belkom. Natomiast część
rysunku obejmującego teren przed budynkiem dokładnie odpowiadał
przebiegowi sieci elektrycznej. Czyli rozbieżność wskazań dało się
dość prosto wyjaśnić. Różdżkarz, ten co był przed mną
posługiwał się wahadełkiem i wykrywał bardzo słabe zakłócenia.
To dlaczego wyniki eksperymentu zwanego
„stodoła” przeprowadzonego w Niemczech przytaczane są
jako zaprzeczenie istnienia radiestezji?
Ten eksperyment
przeprowadzono w ten sposób, że w specjalnie przygotowanej
stodole pod podłogą umieszczoną cienką rurę przez którą
przepływała woda. Rurę tę można było przesuwać w sposób
niewidoczny dla różdżkarzy. Zadaniem biorących udział w
eksperymencie było wykrycie aktualnego miejsca tej rury. Wyniki
wskazań w większości były negatywne.
Dlaczego?
Sądzę, że były podstawowe dwie
przyczyny. Rura użyta do eksperymentów była zbyt cienka i nie
była umieszczona w ziemi!
Nie musiała by być, przy średnicy około 0.5 m zresztą wypełniona wodą -
juz sama ilość metalu powinna umożliwiać wykrywanie jej w
większości gruntów.
Można było zupełnie inaczej przygotować
eksperyment. Można było wybrać pole pod którym przebiega
rurociąg zakopany wiele lat temu i bez widocznych gołym okiem śladów
które by umożliwiały ustalenie gdzie go szukać.
Można było wybrać dla sprawdzenia
różdżkarzy miejsca gdzie wprowadzono pod ziemię naturalne
strumienie lub takie gdzie kanały burzowe zrzucają wodę. Nawet
miejsca gdzie są przejścia podziemne były by lepszym terenem
testowania niż ta nieszczęsna rura która ma się nijak do tego
co w praktyce szukają różdżkarze.
Bardzo ciekawe wyniki można by uzyskać
gdyby zlecono różdżkarzom znajdowanie tych kilku wymienionych
przeze mnie miejsc ale eksperyment „stodoła” przygotowano
bez konsultacji i wyniki musiały być takie jakie były.
Metro na Pradze
W maju 2000 /2002?/ roku otrzymałem zlecenie na
wytyczenie przebiegu kanału niedokończonego "stalinowkiego" metra w Warszawie na
Pradze.
Nie było planów?
Były, a jakże tylko nijak się miały
do rzeczywistego układu metra. Rosjanie zostawili plany fałszywe lub
niepełne.
To po co szukać te kanały jeśli po tylu
latach były one już nie do użytku?
Te kanały były pod Dworcem
Wileńskim a tam miał powstać duży dom handlowy. Trzeba było znaleźć
te wszystkie tunele i pomieszczenia, nawiercić stropy i zalać je
betonem.
To nie ma innych metod poszukiwania takich tuneli?
Są i
wykorzystano je tam ale efekty były mizerne. Na dziesięć wykonanych
odwiertów tylko dwa natrafiły na stropy kanałów. Wynik
taki sobie i to na dodatek te dwa trafione odwierty to były obok
głównego szybu tego niedokończonego metra.
Tego typu zlecenia trafiają się bardzo
rzadko i niosą ze sobą kilka nieuchronnych niebezpieczeństw.
Otóż
zakłócenia radiestezyjne pochodzące od konstrukcji
umieszczonych w ziemi przez człowieka są o wiele słabsze od tych
które pochodzą od samej przyrody. Oznacza to, że jeśli na
sprawdzanym terenie występują naturalne czyli silne zakłócenia
to te słabe pochodzące od konstrukcji mogą być trudne do wykrycia a
jeśli jedne i drugie nakładają się na siebie to odczyt może być
niemożliwy lub solidnie zniekształcony.
Pomyślałem – nie spróbujesz,
nie zobaczysz – Zgłoszenie przyjąłem i jadę na Pragę. Dół
już całkiem ładny został wykopany między torami a dawnym budynkiem
Dworca Wileńskiego a w dole wre praca /zdjęcie/ . No może w jednym miejscu nie –
przy wiertni stali zmartwieni pracownicy.
„Przecież tu powinien być według
metody elektrooporowej kanał a kanału nie ma”.
Tonący to i
brzytwy się chwyta więc pewnie dlatego zdecydowali się wezwać
różdżkarza a wypadło nie wiem czemu na mnie.
Sprawdzam, jest odczyt, wskazanie na
trzymetrowy kanał. Wiertnia stoi siedemdziesiąt centymetrów od
ściany kanału.
„Panowie, przesuńcie wiertnię o
2,2 metra i powinnyście trafić na środek tunelu.”
Nie bardzo wierzyli tym bardziej, że
znalezienie tego kanału nawet piętnastu minut mi nie zajęło ale wybór
mieli raczej niewielki.
Na drugi dzień mam telefon od
wiertaczy:
„Panie, jest metro, przyjeżdżaj
Pan trzeba pozostałe tunele znaleźć”.
Dobra wiadomość jadę tam.
„Wie Pan, myśmy tak nie bardzo
wierzyli, że tylko tyle trzeba było wiertnię przestawić i
przesunęliśmy o ponad trzy metry i okazało się że natrafiliśmy na
ukos ściany a więc miał Pan rację. Trzeba było przestawić o te 2, 2
metra”
Przechodzę z poszukiwaniami w kierunku
peronów a tam wyraźne zaznaczenia pozostawione przez tych
fachowców od metody elektrooporowej tylko, że mnie wychodzi
kanał dobre osiem metrów w bok od tego zaznaczenia. Dziwne,
więc zrobiłem zdjęcie tak aby było widać gdzie ja a gdzie oni
wyznaczyli.
I co?
Wyszło na moje. Tunel był tam gdzie ja wskazałem.
Przy wytyczaniu tego tunelu pod
peronami miałem pewien problem – wskazanie było zależne od tego
czy szedłem na wschód czy na zachód. Wskazanie nad
tunelem powinno być niezależne od kierunku poruszania się a tu
zagadka.
Jeśli mam inne wskazanie przy
przechodzeniu na terenem sprawdzanym w jednym kierunku a inne przy
powrocie to jest bardzo prawdopodobne, że mam do czynienia z
pochyloną w stosunku do powierzchni strukturą pod ziemią.
W tamtym miejscu takie zakłócenia
we wskazaniach mogły wynikać albo z rozwidlania się korytarzy albo
korytarze wychodziły ku powierzchni.
Zapomniałem dodać – metro było na
trzydziestu metrach i dawało się czytać bardzo dokładnie –
nawet komory ułożone wzdłuż korytarzy można było dokładnie
rozrysować.
To ten pierwszy trafiony odwiert, widok w kierunku Białostockiej |
Ten sam odwiert, widok w kierunku torów i Alei Solidarności |
Widok w kierunku Targowej, ten fragment ulicy jest nie zabudowany więc
to miejsce odwiertu można ustalić z dokładnością do kilkunasty
centymetrów. Tam była właśnie komora. |
Widok wykopu, pod spodem stacja metra |
Na ścianie peronu widoczne znaki moich poprzedników a moje
wskazania zaznaczone białymi patyczkami opartymi o ścianę peronu.
Szeroko ale tu było rozwidlenie korytarzy |
Tu widać "nieudany" odwiert /pionowa rura/ - różnica mojego
wskazania wyszła około 3- 5 m od tego co wytyczyli poprzednicy. |
Czy miałem w swojej praktyce do
czynienia z innymi miejscami gdzie trzeba było
szukać instalacji podziemnych?
Nie, ale zdarzało się, że instalacje
podziemne „wychodziły” przy okazji sprawdzania terenów
pod zabudowę lub przy wytyczaniu miejsc pod studnie.
Rury kanalizacji, przejścia podziemne
Gdzieś na samym początku mojej praktyki
radiestezyjnej miałem sprawdzić obszar prawie siedemnastu hektarów
pod zabudowę na ówczesnych granicach Płocka. W kilku miejscach
pod ziemią były umieszczone instalacje. Część z nich była zaznaczona
na planach które dostałem część nie. W poprzek sprawdzanego
terenu przebiegały rury, grube rury chyba od oczyszczalni ścieków.
Ciekawym doświadczeniem dla mnie było to, że w jednych miejscach
miałem wskazanie dokładnie nad rurami a na innych odcinkach po obu
stronach rur ale nie nad samymi rurami czyli wskazania musiały być
czymś modyfikowane.
Czym?
Prawdopodobnie to układ warstw podziemnych
decydował o odczycie.
Miałem też w swojej praktyce przygody
tak unikalne, że życie można przeżyć i nie spotkać się z drugim tego
typu przypadkiem, bo jak określić inaczej przygodę jaką miałem w
willi na Górnym Mokotowie w Warszawie?
W przedwojennej willi mieszkało
małżeństwo z dwójką dzieci. Starsze z dzieci miało już około
dziesięciu lat a to młodsze niecały rok. To najmłodsze często
chorowało. Lekarz nie mogąc dojść przyczyny takiego nawału objawów
chorób u malucha nieśmiało zaproponował aby może radiesteta
sprawdził mieszkanie. Wypadło na mnie. Sprawdzam po zewnętrznej
stronie budynek – jest niezbyt szerokie zakłócenie.
Chyba nawet nie trzeba będzie ekranować. Sprawdzam wewnątrz i okazuje
się, że przy tak ogromnej powierzchni jaką właściciele mieli do
wyboru to łóżeczko malucha stoi dokładnie na tym jedynym pasie
zakłócenia! Wystarczy przesunąć łóżeczko o niecałe dwa
metry i dziecko będzie spało w spokojnym miejscu.
Sprawdzam dalej pomieszczenia a tu
niespodzianka bo w salonie mam takie wskazania jakie występują nad
kamieniami. Nic nie mówię bo kto to widział aby w salonie były
kamienie – pod podłogą i to duże?
Przerwałem różdżkowanie,
poprosiłem o herbatę i myślę. Intensywnie myślę co to może być. Po
kwadransie znów sprawdzam ten „salon”. Wyraźnie
wskazanie analogiczne do kamieni. Nie mam wyboru – mówię
właścicielom co mi wychodzi
„Tak, ma Pan rację pod salonem są
nie tylko kamienie ale i bomba lotnicza”
„Jak to?”
„W czasie wojny bomba trafiła w
budynek, zawaliła stropy, ugrzęzła w piwnicy i nie wybuchła.
Poprzedni właściciel na ten gruz i na bombę jeszcze kamieni nakładł”.
Można życie przeżyć i o takim przypadku
nie słyszeć?
Można.
W innym miejscu i w innym czasie
sprawdzałem nowo wybudowaną willę a tak naprawdę to dwie pobudowane
na tej samej działce. Duża – młodego małżeństwa i mały domek
dla dwojga starszych ludzi czyli rodziców.
Jak zwykle sprawdzam najpierw po
zewnętrznej stronie budynków – jest zakłócenie
dość silne wchodzi pod budynek i z drugiej jego strony wychodzi ale
mam też inne wskazanie prawie półtorametrowe połączenie między
budynkami!
Pytam właścicieli czy tam jest tunel- „Skąd Pan wie
o przejściu?”
„Wskazuje mi tu i idzie tak”
„Tak ma Pan rację”
Sprawdzam tę dużą willę a tu wewnątrz
cisza radiestezyjna – duże, silne i szerokie zakłócenie
wchodzi pod budynek ale wewnątrz budynku cisza! Budynek jest
zaekranowany!
„Czy pod budynkiem dawaliście
Państwo keramzyt?”
„Nie”
„Czy ktoś już ten budynek
ekranował?”
„Nie”
Przecież coś go musiało zaekranować –
tylko co?
Okazało się, że w stropach użyto
pustaków keramzytowych. Keramzyt bardzo skutecznie,
radiestezyjnie ekranuje budynki!