Metro w Warszawie
Moje pierwsze spotkanie z różdżkarzami raczej niczym nie zapowiadało abym kiedykolwiek zajął się radiestezją.
Zajął się? Nawet o akceptacji różdżkarstwa nie mogło być mowy.
To co ci ludzie opowiadali o możliwościach jakie daje różdżka i wahadełko przekraczało zdecydowanie to co mogłem zaakceptować.
Jak się zaczęło?
Jakieś trzydzieści pięć lat temu /około 1975 roku/ przez przypadek byłem w mieszkaniu Pani Kamińskiej gdzieś w okolicach ulicy Filtrowej w Warszawie akurat w tym samym czasie gdy miała tam spotkanie grupa wyraźnie uradowanych ludzi. Tam się dowiedziałem, że to różdżkarze a cieszą się bo właśnie zostali zarejestrowani jako „Koło różdżkarzy”.
W tamtych czasach to wszystko trzeba było rejestrować ale była pewna ciekawa furtka – jeśli w przeciągu trzydziestu dni /chyba dobrze pamiętam/ Urząd nie dał odmowy to można było zarejestrować. Taka właśnie furtka umożliwiła oficjalne działanie tego koło różdżkarzy w tej powojennej Polsce.
Różdżkarze ci namawiali mnie abym spróbował swoich sił w tej dość niecodziennej dziedzinie a ja tak naprawdę to chciałem jak najszybciej opuścić to mieszkanie i tych co najmniej dla mnie dziwnych ludzi.
Nie bez powodu chciałem stamtąd wyjść – bo jeśli ktoś mówi, że można za pomocą wahadełka na mapie znaleźć gdzie zakopano zwłoki a gdzie skarby to lepiej być we własnym domu – i to jak najszybciej. Przecież jeśli taka metoda byłaby skuteczna to znaleziono by wszystkich zamordowanych i zaginionych. Jeśli można szukać skarbów to dlaczego ten Pan co tak przekonuje mnie do tej metody ma tak wytarte rękawy w marynarce – przecież powinno go być stać na nowy garnitur i to nie jeden.
Jednym słowem, pierwszy kontakt z różdżkarzami i radiestezją był zdecydowanie negatywny – dla mnie i dla tych różdżkarzy. Dla mnie bo wyszedłem stamtąd negatywnie nastawiony do radiestezji a dla nich bo na samym początku ich legalnej działalności pierwszy uczeń po prostu uciekł im.
A jednak...
Minęło dobre pięć czy siedem lat od tamtego zdecydowanie nieudanego spotkania z radiestezją. Przez te lata do nowo utworzonej w mojej pamięci szufladki z napisem „różdżkarstwo” zgromadziłem wiele informacji. Były to w większości pozytywne opinie o skuteczności poszukiwania wody w miejscach gdzie z wodą było krucho. Ilość tych pozytywnych informacji wzrosła od czasu gdy postawiłem pasiekę i jeździłem z nią w zgodzie z terminami pożytków /czytaj kwitnących roślin lub drzew miododajnych / po takich różnych zakamarkach gdzie ludzie nie za często się wybierają. Takie dzikie miejsca nie miały wodociągów ale miały bo musiały mieć, studnie.
Wiele z tych studni była wytyczana przez różdżkarzy. Jeśli na podwórku zagrody kopano na chybił trafił pięć dziur w ziemi które nie chciały być studniami a przychodził w końcu ktoś z rozwidlonym kijkiem, wskazywał i woda była to lepszego potwierdzenia skuteczności tej metody poszukiwania wody pod ziemią nie było potrzeby szukać.
Któregoś dnia, późną wiosną, pojechałem obejrzeć i ewentualnie kupić pszczoły w ulach oczywiście. Pojechaliśmy w dwa samochody z sąsiadem i żonami – każdy ze swoją.
Było tam na miejscu trochę czasu. Sąsiad opowiedział mi wtedy, że na swojej działce sam wytyczył studnię za pomocą różdżki.
„Tak, to pokaż” - powiedziałem.
Wyciął z krzaka taki rozwidlony patyk z cienkimi końcami, wziął w ręce i chodzi po polu.
I nic.
To jak tu uczyć się różdżkarstwa jak nic się nie dzieje?
To może ja spróbuję?
Wziąłem różdżkę ale idę zupełnie w inną stronę niż chodził „nauczyciel”. Idę, nawet dwudziestu metrów nie przeszedłem a tu mi ten patyk z ręki sam wyłazi. E tam – też mi coś ale patyk „wyłazi” i się odchyla. Przeszedłem jeszcze kilka metrów i przestało. Wracam a tu znów patyk wyłazi z ręki – czyli jest to wyraźnie związane z miejscem! Czyli jednak działa i to działa na mięśnie rąk a patyk, o przepraszam, różdżka tylko sygnalizuje to co w mięśnie rąk wyczuwają i na dodatek reagują!
Spróbowała moja żona z różdżką ale jak tylko weszła na to miejsce gdzie różdżka u mnie w rękach reagowała przy pierwszym drgnięciu różdżki tak się wystraszyła, że rzuciła ją na ziemię i skończyła się lekcja różdżkowania. Próbowała jeszcze na przestrzeni kilku lat po usilnych namowach brać różdżkę do ręki ale różdżka w jej rękach już nie działała. Ot i dziwność.
Jeśli różdżka reaguje w moich rękach w sposób powtarzalny z wyraźnym powiązaniem z konkretnymi miejscami to coś w tym jest.
Tylko co?
Okazało się że w Instytucie Fizyki tam gdzie wtedy pracowałem jeden z fizyków prywatnie interesuje się różdżkarstwem i ma całkiem spory zbiór literatury na ten temat. Pożyczył, zacząłem czytać i znów tak jak kilka lat wcześniej odrzuciło mnie od radiestezji a tak dokładnie to od tych bzdur na które natrafiłem w tych książkach.
Jeszcze nie byłem radiestetą a już wiedziałem, że w tych książkach to bzdury piszą?
Tak – ponieważ można było tam znaleźć takie kwiatki :
...jeśli wezmę zegarek na łańcuszku i użyję jako wahadełko to będę mógł odczytywać która żywność jest dobra a która zła...
Po pierwsze to co to znaczy .. jeśli wezmę.. - brał i sprawdził i ktoś to zweryfikował czy nie, czy tylko autor sugeruje, że jeśli kiedyś weźmie?
Po drugie – a niby dlaczego wahadełko miało by wskazywać która żywność jest dobra a która zła?
Przecież – rozumowałem – jeśli podświadomość u kogoś jest „nastawiona” na to aby ta osoba umarła to jako dobre pożywienie pokaże wahadełko jak najbardziej szkodliwe.
Nieprawdaż?
Zresztą ta sama żywność dla jednego może być dobra a dla innego zła więc całe te dywagacje cytowanego tu autora książki o radiestezji są bezsensowne. Gorzej bo w tej i innych książkach roiło się od podobnych bzdur!
To w końcu jest ta radiestezja czy jej nie ma?
Nie pozostało mi nic innego jak samemu zweryfikować opinie zamieszczane w książkach – wszystkie opinie. Punktem wyjścia było – różdżka /ręce / reagują w konkretnych miejscach w sposób powtarzalny.
Co dalej?
Ponieważ już wtedy jeździłem z pszczołami po różnych dość odludnych i raczej mało uczęszczanych miejscach w każdym siedlisku pytałem się o studnie i różdżkarzy. Szczególnie interesowały mnie okolice bezwodne i wskazywane tam przez różdżkarzy studnie. Zbierałem informacje o tym ile studni próbowano wykonać bez wskazania różdżkarza i jaka była trafność wskazań. Interesowałem się też jak wykonywano studnie i na jakie warstwy natrafiano. Oczywiście sam sprawdzałem różdżką takie miejsca. Wyszły bardzo ciekawe spostrzeżenia.
Większość tych studni była umiejscowiona na środku wykrywanego pasa zakłócenia które różdżkarze nazywali ciekiem. Część z tych studni była jednak posadowiona na samy skraju takich zakłóceń. Przy kopaniu tych właśnie studni okazywało się, że od pewnej głębokości prawie dokładnie przez środek studni kręgowej przechodził podział między warstwą nieprzepuszczalną a wodonośną! O przypadku nie mogło być mowy ponieważ ta sytuacja powtarzała się w odległych od siebie miejscach i studnie wskazywali różni różdżkarze!
Studnie trafiały na styk odmiennych struktur.
Czyli ustaliłem drugie istotne dla różdżkarstwa spostrzeżenie – dla części różdżkarzy najsilniejszy sygnał występował dokładnie na styku odmiennych struktur.
Ciekawe?
Pewnie że tak, na dodatek natychmiast pojawiło się pytanie „Czy tylko na styku warstwy wodonośnej i warstwy nieprzepuszczalnej występuje taki sygnał?”
Bardzo szybko, po kilku sprawdzianach doszedłem do dość rewelacyjnego wniosku – różdżkarz nie wykrywa wody a jedynie miejsca występowania odmiennych struktur w ziemi – w tym także wodę jeśli woda w jakimś miejscy stanowi odmienną strukturę!
Czy wykrywane jest tylko to to przyroda pod ziemią ukryła?
Tu mamy do czynienia z wieloma zagadkami z których tylko część daje się wytłumaczyć.
Pierwsze takie zjawisko jakie zaobserwowałem to wskazania różdżki pod siecią elektryczną a często także równolegle do niej z tym że w jednych miejscach wskazania były silne w innych słabe a jeszcze w innych nie występowały prawie wcale. Jedynym sensownym wytłumaczeniem było to, że siła tych wskazań musi zależna od gruntu a dokładnie to od układu geologicznego terenu! W miejscach gdzie występowały pod ziemią kurzawki zarówno pod samą siecią jak i w pewnej odległości od niej różdżka reagowała tak jak przy tamtych studniach wskazywanych przez różdżkarzy.
Wskazywało to na istnienie zależności wskazań nie tylko od tego co jest pod ziemią ale i co jest nad ziemią. Bardzo ciekawe potwierdzenie tej tezy uzyskałem w dość niecodziennych okolicznościach. Miałem wskazywać miejsce na studnię przy starym dworku. Przede mną było już kilku różdżkarzy ale odwierty nie dawały rezultatów. Wiedzieli o tym właściciele ale ja nie - „zapomnieli” mi o tym powiedzieć. Dość często zresztą spotykana metoda.
Wytyczyłem miejsce pod studnię a tu gospodarz wyciąga plan sporządzony przez innego różdżkarza i te dwa wskazania tamtego różdżkarza i moje różnią się całkowicie.
Bywa tak czasami ale dlaczego?
Przyglądam się planowi, zresztą bardzo dokładnie zrobionemu w tej części pod budynkiem i widzę, że dość dziwny rozkład zakłóceń dokładnie, jota w jotę, odpowiada załamaniom dachu, wręcz poszczególnym belkom. Natomiast część rysunku obejmującego teren przed budynkiem dokładnie odpowiadał przebiegowi sieci elektrycznej. Czyli rozbieżność wskazań dało się dość prosto wyjaśnić. Różdżkarz, ten co był przed mną posługiwał się wahadełkiem i wykrywał bardzo słabe zakłócenia.
To dlaczego wyniki eksperymentu zwanego „stodoła” przeprowadzonego w Niemczech przytaczane są jako zaprzeczenie istnienia radiestezji?
Ten eksperyment przeprowadzono w ten sposób, że w specjalnie przygotowanej stodole pod podłogą umieszczoną cienką rurę przez którą przepływała woda. Rurę tę można było przesuwać w sposób niewidoczny dla różdżkarzy. Zadaniem biorących udział w eksperymencie było wykrycie aktualnego miejsca tej rury. Wyniki wskazań w większości były negatywne.
Dlaczego?
Sądzę, że były podstawowe dwie przyczyny. Rura użyta do eksperymentów była zbyt cienka i nie była umieszczona w ziemi! Nie musiała by być, przy średnicy około 0.5 m zresztą wypełniona wodą - juz sama ilość metalu powinna umożliwiać wykrywanie jej w większości gruntów.
Można było zupełnie inaczej przygotować eksperyment. Można było wybrać pole pod którym przebiega rurociąg zakopany wiele lat temu i bez widocznych gołym okiem śladów które by umożliwiały ustalenie gdzie go szukać.
Można było wybrać dla sprawdzenia różdżkarzy miejsca gdzie wprowadzono pod ziemię naturalne strumienie lub takie gdzie kanały burzowe zrzucają wodę. Nawet miejsca gdzie są przejścia podziemne były by lepszym terenem testowania niż ta nieszczęsna rura która ma się nijak do tego co w praktyce szukają różdżkarze.
Bardzo ciekawe wyniki można by uzyskać gdyby zlecono różdżkarzom znajdowanie tych kilku wymienionych przeze mnie miejsc ale eksperyment „stodoła” przygotowano bez konsultacji i wyniki musiały być takie jakie były.
Metro na Pradze
W maju 2000 /2002?/ roku otrzymałem zlecenie na wytyczenie przebiegu kanału niedokończonego "stalinowkiego" metra w Warszawie na Pradze.
Nie było planów?
Były, a jakże tylko nijak się miały do rzeczywistego układu metra. Rosjanie zostawili plany fałszywe lub niepełne.
To po co szukać te kanały jeśli po tylu latach były one już nie do użytku?
Te kanały były pod Dworcem Wileńskim a tam miał powstać duży dom handlowy. Trzeba było znaleźć te wszystkie tunele i pomieszczenia, nawiercić stropy i zalać je betonem.
To nie ma innych metod poszukiwania takich tuneli?
Są i wykorzystano je tam ale efekty były mizerne. Na dziesięć wykonanych odwiertów tylko dwa natrafiły na stropy kanałów. Wynik taki sobie i to na dodatek te dwa trafione odwierty to były obok głównego szybu tego niedokończonego metra.
Tego typu zlecenia trafiają się bardzo rzadko i niosą ze sobą kilka nieuchronnych niebezpieczeństw.
Otóż zakłócenia radiestezyjne pochodzące od konstrukcji umieszczonych w ziemi przez człowieka są o wiele słabsze od tych które pochodzą od samej przyrody. Oznacza to, że jeśli na sprawdzanym terenie występują naturalne czyli silne zakłócenia to te słabe pochodzące od konstrukcji mogą być trudne do wykrycia a jeśli jedne i drugie nakładają się na siebie to odczyt może być niemożliwy lub solidnie zniekształcony.
Pomyślałem – nie spróbujesz, nie zobaczysz – Zgłoszenie przyjąłem i jadę na Pragę. Dół już całkiem ładny został wykopany między torami a dawnym budynkiem Dworca Wileńskiego a w dole wre praca /zdjęcie/. No może w jednym miejscu nie – przy wiertni stali zmartwieni pracownicy.
„Przecież tu powinien być według metody elektrooporowej kanał a kanału nie ma”.
Tonący to i brzytwy się chwyta więc pewnie dlatego zdecydowali się wezwać różdżkarza a wypadło nie wiem czemu na mnie.
Sprawdzam, jest odczyt, wskazanie na trzymetrowy kanał. Wiertnia stoi siedemdziesiąt centymetrów od ściany kanału.
„Panowie, przesuńcie wiertnię o 2,2 metra i powinnyście trafić na środek tunelu.”
Nie bardzo wierzyli tym bardziej, że znalezienie tego kanału nawet piętnastu minut mi nie zajęło ale wybór mieli raczej niewielki.
Na drugi dzień mam telefon od wiertaczy:
„Panie, jest metro, przyjeżdżaj Pan trzeba pozostałe tunele znaleźć”.
Dobra wiadomość jadę tam.
„Wie Pan, myśmy tak nie bardzo wierzyli, że tylko tyle trzeba było wiertnię przestawić i przesunęliśmy o ponad trzy metry i okazało się że natrafiliśmy na ukos ściany a więc miał Pan rację. Trzeba było przestawić o te 2, 2 metra”
Przechodzę z poszukiwaniami w kierunku peronów a tam wyraźne zaznaczenia pozostawione przez tych fachowców od metody elektrooporowej tylko, że mnie wychodzi kanał dobre osiem metrów w bok od tego zaznaczenia. Dziwne, więc zrobiłem zdjęcie tak aby było widać gdzie ja a gdzie oni wyznaczyli.
I co?
Wyszło na moje. Tunel był tam gdzie ja wskazałem.
Przy wytyczaniu tego tunelu pod peronami miałem pewien problem – wskazanie było zależne od tego czy szedłem na wschód czy na zachód. Wskazanie nad tunelem powinno być niezależne od kierunku poruszania się a tu zagadka.
Jeśli mam inne wskazanie przy przechodzeniu na terenem sprawdzanym w jednym kierunku a inne przy powrocie to jest bardzo prawdopodobne, że mam do czynienia z pochyloną w stosunku do powierzchni strukturą pod ziemią.
W tamtym miejscu takie zakłócenia we wskazaniach mogły wynikać albo z rozwidlania się korytarzy albo korytarze wychodziły ku powierzchni.
Zapomniałem dodać – metro było na trzydziestu metrach i dawało się czytać bardzo dokładnie – nawet komory ułożone wzdłuż korytarzy można było dokładnie rozrysować.
Czy miałem w swojej praktyce do czynienia z innymi miejscami gdzie trzeba było szukać instalacji podziemnych?
Nie, ale zdarzało się, że instalacje podziemne „wychodziły” przy okazji sprawdzania terenów pod zabudowę lub przy wytyczaniu miejsc pod studnie.
Rury kanalizacji, przejścia podziemne
Gdzieś na samym początku mojej praktyki radiestezyjnej miałem sprawdzić obszar prawie siedemnastu hektarów pod zabudowę na ówczesnych granicach Płocka. W kilku miejscach pod ziemią były umieszczone instalacje. Część z nich była zaznaczona na planach które dostałem część nie. W poprzek sprawdzanego terenu przebiegały rury, grube rury chyba od oczyszczalni ścieków. Ciekawym doświadczeniem dla mnie było to, że w jednych miejscach miałem wskazanie dokładnie nad rurami a na innych odcinkach po obu stronach rur ale nie nad samymi rurami czyli wskazania musiały być czymś modyfikowane.
Czym?
Prawdopodobnie to układ warstw podziemnych decydował o odczycie.
Miałem też w swojej praktyce przygody tak unikalne, że życie można przeżyć i nie spotkać się z drugim tego typu przypadkiem, bo jak określić inaczej przygodę jaką miałem w willi na Górnym Mokotowie w Warszawie?
W przedwojennej willi mieszkało małżeństwo z dwójką dzieci. Starsze z dzieci miało już około dziesięciu lat a to młodsze niecały rok. To najmłodsze często chorowało. Lekarz nie mogąc dojść przyczyny takiego nawału objawów chorób u malucha nieśmiało zaproponował aby może radiesteta sprawdził mieszkanie. Wypadło na mnie. Sprawdzam po zewnętrznej stronie budynek – jest niezbyt szerokie zakłócenie. Chyba nawet nie trzeba będzie ekranować. Sprawdzam wewnątrz i okazuje się, że przy tak ogromnej powierzchni jaką właściciele mieli do wyboru to łóżeczko malucha stoi dokładnie na tym jedynym pasie zakłócenia! Wystarczy przesunąć łóżeczko o niecałe dwa metry i dziecko będzie spało w spokojnym miejscu.
Sprawdzam dalej pomieszczenia a tu niespodzianka bo w salonie mam takie wskazania jakie występują nad kamieniami. Nic nie mówię bo kto to widział aby w salonie były kamienie – pod podłogą i to duże?
Przerwałem różdżkowanie, poprosiłem o herbatę i myślę. Intensywnie myślę co to może być. Po kwadransie znów sprawdzam ten „salon”. Wyraźnie wskazanie analogiczne do kamieni. Nie mam wyboru – mówię właścicielom co mi wychodzi
„Tak, ma Pan rację pod salonem są nie tylko kamienie ale i bomba lotnicza”
„Jak to?”
„W czasie wojny bomba trafiła w budynek, zawaliła stropy, ugrzęzła w piwnicy i nie wybuchła. Poprzedni właściciel na ten gruz i na bombę jeszcze kamieni nakładł”.
Można życie przeżyć i o takim przypadku nie słyszeć?
Można.
W innym miejscu i w innym czasie sprawdzałem nowo wybudowaną willę a tak naprawdę to dwie pobudowane na tej samej działce. Duża – młodego małżeństwa i mały domek dla dwojga starszych ludzi czyli rodziców.
Jak zwykle sprawdzam najpierw po zewnętrznej stronie budynków – jest zakłócenie dość silne wchodzi pod budynek i z drugiej jego strony wychodzi ale mam też inne wskazanie prawie półtorametrowe połączenie między budynkami!
Pytam właścicieli czy tam jest tunel- „Skąd Pan wie o przejściu?”
„Wskazuje mi tu i idzie tak”
„Tak ma Pan rację”
Sprawdzam tę dużą willę a tu wewnątrz cisza radiestezyjna – duże, silne i szerokie zakłócenie wchodzi pod budynek ale wewnątrz budynku cisza! Budynek jest zaekranowany!
„Czy pod budynkiem dawaliście Państwo keramzyt?”
„Nie”
„Czy ktoś już ten budynek ekranował?”
„Nie”
Przecież coś go musiało zaekranować – tylko co?
Okazało się, że w stropach użyto pustaków keramzytowych. Keramzyt bardzo skutecznie, radiestezyjnie ekranuje budynki!
Na bocznej ścianie peronu widać zaznaczone farbą przez tych co szukali kanałów metra metodą elektrooporową brzegi tuneli tyle, że moje wskazania były przesunięte o około 8 m od tych zaznaczonych i odwierty we wskazanych przeze mnie miejscach dały wynik a te wg metody elektrooporowej - nie.
Mniej więcej na krawędzi peronów - może 1-2 m wcześniej - było rozwidlenie tunelu w kształcie litery Y. Możn abyło czytać brzegi zewnętrzn elitery Y ale były problemy z odczytaniem, wytyczeniem brzegów wewnętrznych.
Odwiert udany w miejscy wskazanym metodą radiestezyjną - tunel zalewany betonem.
Ściana stacji transformatorów. Pod nią przechodził tunel w kierunku ulicy Targowej. Tunel ten miał komorę o wymiarach /z pamięci po ponad 10 latach/ mniej więcej 6x12 m.
To zdjęcie przedstawia plac budowy z widocznym wejściem do głównego tunelu Metra. To przy tym wejściu były dwa udane odwierty bo jakże mogło być inaczej, zanim ja przyjechałem.